Pan Samochodzik i duchy zamku w Bochotnicy

Wybrałam się kiedyś na wspaniałą wycieczkę do Bochotnicy, małej miejscowości koło Kazimierza Dolnego. Celem wyjazdu było zrobienie pikniku w prześlicznie położonych ruinach zamku, z którymi wiąże się wiele ludowych legend. Poniżej zebrałam trochę tekstów na ten temat, a także fragment noweli pt. "Antek" Bolesława Prusa, opisujący okolice.

Wieś leżała w niewielkiej dolinie. Od północy otaczały ją wzgórza spadziste, porosłe sosnowym lasem, a od południa wzgórza garbate, zasypane leszczyną, tarniną i głogiem. Tam najgłośniej śpiewały ptaki i najczęściej chodziły wiejskie dzieci rwać orzechy albo wybierać gniazda.
Kiedyś stanął na środku wsi, zdawało ci się, że oba pasma gór biegną ku sobie, ażeby zetknąć się tam, gdzie z rana wstaje czerwone słońce. Ale było to złudzenie.
Za wsią bowiem ciągnęła się między wzgórzami dolina przecięta rzeczułką i przykryta zieloną łąką. Tam pasano bydlątka i tam cienkonogie bociany chodziły polować na żaby kukające wieczorami.
Od zachodu wieś miała tamę, za tamą Wisłę, a za Wisłą znowu wzgórza wapienne, nagie.
[Bolesław Prus, Antek]

widok ruin w 1868 r. [źródło]

Zamek zbudowany został na wysokim wzgórzu w XIV wieku przez rodzinę Firlejów. Zbudowany został na planie nieregularnego wieloboku z kamienia. Swym kształtem dopasowany był do wielkości wzniesienia. Składał się z budynku mieszkalnego stojącego w części północnej a pozostałe strony otaczał mur obronny. Od strony południowej znajdował się wjazd na zamkowy dziedziniec a poprzedzała go 50-cio metrowa fosa. [źródło]


pocztówka z 1910 r. [źródło]

Z zamkiem wiąże się wiele legend. Najbardziej znana mówi o miłości króla Kazimierza Wielkiego do poznanej w Kazimierzu Żydówki Esterki. To dla niej w darze król miał zbudować bochotnicki zamek i połączyć go tajnymi lochami z warownia w Kazimierzu. Stąd często, choć mylnie, bochotnicką budowlę nazywa się Zamkiem Esterki. [źródło]


Jak było naprawdę nie wiadomo, co prawda Długosz potwierdza ten związek, ale zamek w Bochotnicy nigdy nie był własnością królewską lecz rycerską. [źródło]



Kolejna legenda też wiąże zamek z kobietą - Anną Zbąską. Ta właścicielka zamku uczyniła go w XV wieku bazą rozbójniczą. Żądna przygód i złota kobieta zebrała wokół siebie bandę rozbójników, która początkowo wymuszała haracze pod pozorem obrony mieszkańców, a z czasem dokonywała coraz bardziej bezczelnych napaści i grabieży na kupcach. Przez wiele lat gromadziła bogactwa, aż w końcu skazana została na śmierć - jej duch ponoć błąkał się po zamku, przepędzając kolejnych mieszkańców, tak że opustoszały budynek popadł w końcu w ruinę. Ta legenda oparta jest na faktach - rzeczywiście zamek był własnością kobiety - rozbójnika (nie jest jasne natomiast wiadome czy Anna Zbąska, czy może Katarzyna Oleśnicka dokonywała tych niecnych czynów).[źródło]


   
    
Z. W. Fronczek w pracy "Z toporem przez wieki. Legendy, podania i sensacje Lubelszczyzny i Podlasia" podaje legendę o białym kocie jaką miał przedstawić Adolf Dygasiński w "Kurierze Warszawskim". Wielki, biały kot miał strzec bochotnickich skarbów i pojawiać się zarówno w nocy, jak i za dnia. [źródło]

   

Według ustaleń m.in. Jana Długosza w 1399 roku obiekt kupił Klemens z Kurowa, kasztelan żarnowski. Jego rodzina była w posiadaniu Bochotnicy do połowy XV wieku, kiedy to przeszedł on w ręce Anny Zbąskiej. Kobieta- rozbójnik wraz z drużyną okolicznych łotrów i bandytów utworzyła w zamku zbójeckie gniazdo. Nękając okoliczne wsie i dwory, rabowała mieszkańców oraz kupieckie karawany. Podobno jej niecny proceder wzbogacił ją ogromnie. Łupy oraz kosztowności trzymała w zamkowych murach, a część z nich chowała w tajemnicy przed swoimi kompanami, w wydrążonej niedaleko jaskini. Jej działalność nie trwała jednak wiecznie, uciskana ludność oraz zła sława, która szybko rozniosła się po okolicy sprawiły, że rozbójniczka została skazana na śmierć. Jedni twierdzą, że łamano ją kołem, a jeszcze inni, że na pewno porwały ją złe moce. Przekonać się o tym miała podobno rodzina Samborskich, która przejęła niedługo potem zamkowe dobra, ale z niewyjaśnionych przyczyn szybko je opuściła. Jedno jest jednak pewne. Za okrucieństwo i hulaszczy tryb życia jej dusza została skazana na wieczne potępienie, a jej duch po dziś dzień pilnuje okolicznych podziemni i jaskiń, gdzie ukryte zostały wielkie skarby. [źródło]


Obok zamku znajdują się na terenie prywatnym ruiny renesansowej kaplicy mauzoleum Jana Bochotnickiego, w podziemiach której – jak głosi tradycja – znajduje się sklepiona krypta. Legenda jednak głosi, że są to ruiny grobowca Esterki. [źródło]


Skryte w gęstwinie drzew ruiny zamku stały się miejscem wydarzeń opisywanych w wielu legendach i ludowych podaniach. Część z nich nasuwa przypuszczenie, iż warownia była siedzibą zbójecką. Wiąże się to z osobą Katarzyny Zbąskiej, władającej zamkiem w XV wieku. Rozbójczyni została skazana na wieczne potępienie za swe zbrodnie dokonane na lubelskim podkomorzym - Grocie z Ostrowa i jak niektórzy mówią, jej duch pilnuje swoich skarbów po dziś dzień. Najbardziej popularną legendą jest opowieść o królu Kazimierzu Wielkim, który będąc w swym królewskim mieście - Kazimierzu Dolnym, przyjeżdżał do Bochotnicy, aby spotkać się ze swoją ukochaną Esterką. Słynąca z niezwykłej urody Żydówka podobno miała z królem dwóch synów: Niemira i Pełkę. Inna legenda podaje, że bochotnicki zamek połączony był podziemnym tunelem z warownią w Kazimierzu. Podobno tunelem można było poruszać się jeszcze w XX wieku. Obecnie nie jest on dostępny. [źródło]


W 1399 r. Klemens z Kurowa odkupił od Firlejów bochotnicki zamek, a jego potomkowie rozbudowali go, wystawiając drugi dom mieszkalny z kamienia i cegły. W końcu XV w. zamek znalazł się w ręku Anny Zbąskiej, która wraz z grupa straceńców i niespokojnych duchów założyła w jego murach zbójeckie gniazdo, napadając i rabując okoliczne dwory, mieszkańców i kupieckie karawany. Różne rzeczy opowiadają o zbójcy w spódnicy. Anna Zbąska zebrała ogromne łupy. Część z nich trzymała w zamkowych murach, ale większość kosztowności i złota w jaskini wydrążonej w nie opodal leżącym stromym zboczu. Skarby zanosiła tam sama, nie ufała bowiem swym towarzyszom. Za swe zbrodnie podobno poniosła okrutną karę. Jedni mówią, że sąd skazał ją na łamanie kołem, inni, że została porwana przez złe moce, by pilnować jako demon skradzionych kosztowności.
Podobno jeszcze nie tak dawno można było zobaczyć wyłaniającą się spod ziemi postać w długiej niewieściej szacie, gestem ręki zapraszającej śmiałka, by udał się za nią. Nikt z okolicy nie pamięta jednak, by znalazł się chętny do wyprawy po złoto zbójcy w spódnicy. Król Zygmunt Stary nadal zamek w Bochotnicy rodzinie Samborskich. Sto lat później w niejasnych okolicznościach jego właściciele opuścili swą rezydencję i od tego czasu nikt tam już nie zamieszkał. Mówią, że to za przyczyną ducha Anny Zbąskiej, który wystraszył wszystkich z zamku, by nie przeszkadzali w liczeniu zdobyczy. Do dziś zachowały się jedynie fragmenty zewnętrznych ścian zamku. [
źródło]

Piknik się udał, żaden duch nie straszył, chociaż... W trakcie łażenia po fragmentach murów zamkowych, niefortunnie stając na śliskich kamieniach, pośliznęłam się i rąbnęłam jak długa (na szczęście wewnątrz murów, a nie na zewnąrz). Wstałam, stwierdzając, iż nic sobie nie uszkodziłam. Spoglądając na kilkudziesięciometrową pionową ścianę za moimi plecami, pomyślałam, że gdybym spadła, to nie byłoby co zbierać. Wrażenie było na tyle silne, że potrzebowałam filiżanki gorącej czekolady. Oczywiście najlepszą czekoladę podają w Kazimierzu Dolnym w Faktorii - po kilku łykach tego fantastycznie słodkiego napoju od razu poczułam się lepiej, zapominając o niefortunnym upadku.


P.S. Przepraszam za niesfotmatowany tekst, ewentualnie źle działające linki, ale komputer odmawia mi posłuszeństwa - to chyba wina duchów, strzegących zamku w Bochotnicy. Podaję jeszcze inne źródła, w których można sobie na ich temat poczytać.

20 komentarzy:

  1. To musiał być fantastyczny piknik, taki pyszny i udany :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ba, mam świetny patent na pikniki:-) Bierze się kabanosy, korniszony, do tego mogą być banany, obowiązkowo herbata w termosie. Oczywiście można poszaleć: zastawa stołowa albo przynajmniej eleganckie filiżanki, bukiet kwiatów (mogą być polne). Przyda się coś do siedzenia. Oczywiście dobry humor i piękna okolica - nie może się nie udać :-)

      Usuń
  2. nie słyszałam nigdy, żeby to pani na zamku "zbójowała"! i to przed wiekami! bardzo ciekawe opowieści, dziękuję :) i pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pięknie dziękuję :-) Myślę, że to zbójowanie można przyrównać do piractwa. Panie radziły sobie na morzu doskonale, często bardziej krwawo niż panowie.

      Usuń
  3. Ciekawa legenda, miejsce i pomysł na piknik. Jednak podejrzewam wojowniczą damę, że podstępnie podstawiła Ci nogę. Dobrze, że nic Ci się nie stało.
    Są już u mnie kartki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj, dobrze:-) Pierwszy raz mi się zdarzyło cos takiego. A kartki u Ciebie są niesamowite:-)

      Usuń
  4. Ladnie to? dlaczego mnie do tych ruin nie zaprowadzialas, mnie wystarczylaby tylko herbata z termosu...a potem ta czekolada z Faktorii, ktora jest tak gesta,ze tylko lyzeczka ja wyjadac i popijac woda by splybnela do zoladka...
    Alw wiem, ze kiedys tam dojedziemy i zbojnicza dusza nic nam nie zrobi...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czekolada obowiązkowo:-) A do ruin zaprowadzę, może wiosną? Mając taką kwaterę w pobliżu, można tam być co drugi tydzień :-)

      Usuń
    2. tak, to bedzie na wiosne, kiedy pierwsze kffaituszki ubarwia ziemie...i czekolada bedzie!

      Usuń
  5. Szkoda, że tak mało zamkowych murów zachowało się do naszych czasów... ale piknik na pewno był udany w takich okolicznościach :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Piknik był udany, widok, dzięki wczesnej porze roku, rozległy, a że dama chciała przeszkodzić... Dobrze, iż jeszcze gdzieniegdzie zachowane są takie ruiny, sporo zamków jest na Jurze Krakowsko-Czestochowskiej. Chodziłaś tamtędy?

      Usuń
  6. Kupa gruzu w krzakach.
    Ale może na żywo wygląda to lepiej, bardziej malowniczo :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Litości :-) Te ruiny mają ponad sześćset lat. Wyglądają bardzo malowniczo, chociaż faktycznie można by było je trochę odsłonić.

      Usuń
  7. Czekolada jest dobra na wszystko :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Ciekawie, tajemniczo, z dreszczykiem i na koniec smacznie. Kiedyś w Ogrodzieńcu nabiłam sobie ogromnego guza, gdy w zapomnieniu wyprostowałam się w jednym z niskich przejść.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Piękny jest ten zamek w Ogrodzieńcu, dawno tam nie byłam (a szkoda). A w Olsztynie pod Częstochową byłaś kiedykolwiek?

      Usuń
    2. Nie, tam nie dotarłam, choć w samej Częstochowie byłam.

      Usuń

Miło mi, że do mnie zaglądasz i że tracisz swój cenny czas, aby zostawić po sobie ślad.